Świat widziany moim okiem

wtorek, 28 maja 2013

A we łbie dziury, czyli o mojej ciąży słów kilka

5 tygodni temu


Za oknem pochmurnie, deszczowo. Wzięło mnie więc na wspomnienia. Zresztą gdzieś trzeba zanotować to wszystko co się od stycznia dzieje. Bo pamięć jest ulotna. Zwłaszcza teraz. No ale od początku.









Ciąża jest w 100% zaplanowana. Po ślubie chcieliśmy z mężem tak egoistycznie pobyć sami chociaż przez rok, dwa. Udało się. Choć pewnie, jakbyśmy spłodzili potomka to też byś się cieszyli. Jednak na tyle znam swoje ciało i jego cykl płodności, że nie mieliśmy z tym problemów. A o tabletkach mowy nie było - jestem całkowitym ich przeciwnikiem i nikt ani nic nie nakłoni mnie do ich łykania.

No właśnie co do tej znajomości swojego ciała to czasem mnie ona aż przeraża. Bo już na trzy dni przed spodziewaną miesiączką czułam, że chyba ona nie nastąpi. Że coś jest nie tak. Pamiętam, że wówczas byłam nawet z koleżankami na pizzy i zamiast piwka colę sobie piłam. No bo już coś czułam, a ryzykować i spożywać alkoholu nie chciałam. I unikam go do tej pory, nawet ciast i cukierków z procentami nie spożywam. Podbrzusze od tygodnia mnie pobolewało, tak jakby zapowiadało okres. Do tego pobolewały mnie piersi i stały się takie napięte. Większość kobiet ma tak przed miesiączką, ja nigdy tak nie miałam. Pozostało mi tylko czekać i snuć domysły. No i nadszedł dzień spodziewanego krwawienia, a tu ani jednej kropli krwi. Jednak nie zapeszałam, cierpliwie czekałam. Dopiero po trzech dniach zrobiłam test. I wyszły dwie grube krechy.

A z tym testem to też było śmiesznie. Poszłam do apteki. Kupiłam. Do torebki wsadziłam i poszłam sobie odwiedzić moją mamuśkę. A na klatce sąsiadka mnie dorwała. No i pyta jak tam się nam żyje i czy nie planujemy czasem już potomstwa. Ja jej na to, że powoli myślimy. A w głębi serca się już cieszę i myślę o tym teście w torebce, że go mam pod ręką i być może będzie pozytywny. To był czwartek 10 styczeń. Pamiętam, bo chciałam test wykonać w sobotę 12, bo mój mąż ma wówczas imieniny. Taki prezent mu chciałam sprawić. Jednak nie wytrzymałam. Test zrobiłam w piątek. Potwierdził moje przypuszczenia. Pozostało tylko zapisać się do lekarza.

U lekarza, jak to u lekarza. Zwłaszcza u tego na NFZ. Poszłam. Lekarz okazał się kobitką. W sumie na pierwszej wizycie nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, ale później już przywykłam do jej sposobu bycia. Trochę się jej bałam, bo mi wyrzuty robiła, że za wcześnie przyszłam. Że my, pacjentki to byśmy już chciały wszystko ot tak wiedzieć. A na to przyjdzie czas, całe dziewięć księżycowych miesięcy. Tak to ona ujęła poetycko. Kazała łykać kwas foliowy, który swoją drogą brałam już od trzech miesięcy i przyjść za dwa tygodnie. Nawet mi skierowania nie dała na żadne badania. Jakoś przeżyłam ten czas, choć było ciężko. No bo ja nie lubię nie wiedzieć. Muszę mieć pewność, a wiadomo, że testy czasem się mylą. Po tych jakże długich dwóch tygodniach zgłosiłam się do niej ponownie. Wdrapałam się na fotelik. Ona zajrzała tam, gdzie zajrzeć powinna, pościskała po brzuchu i stwierdziła, że teraz to ona ciążę widzi. Nie wiem chyba jakiś ultrasonograf ma w oczach. Ale najważniejsze było, że potwierdziła i usłyszałam to co usłyszeć chciałam. To był już ósmy tydzień. Od tamtej chwili chodzę sobie do niej tak co 3-4 tygodnie. Biorę skierowania na badania i dzielnie oddaję krew i mocz. Miałam też robione dwa USG. Trochę ubolewam, że dopiero dwa, no ale tak to jest z tym NFZ. Ważne, że wszystko z dzieckiem dobrze i parametry w normie. Chociaż na tym połówkowym miała pani doktor problemy, bo się dziecko źle ułożyło i nie można było rozpoznać płci i do tego coś z jakością obrazu było, bo na wyniku napisała, że naczynia do ponownego sprawdzenia. Jednak stwierdziła, że na tamtą chwilę cech męskich nie widzi, no ale to nie oznacza, że ich tam nie ma. Bądź tu człowieku mądry. I tak 6 maja moje, podobno bardzo ruchliwe, maleństwo ważyło 465 g.

Początkowo myślałam, że ciążę będę znosić dość dobrze. Jak ja się myliłam. Gdy wspomnę pierwszy trymestr to była to masakra. Zaczęło się tak nagle. Chyba w dziewiątym tygodniu. Zjadłam sobie pewnego dnia śniadanie i niestety po nim musiałam zaraz biec do toalety. Nadeszły ciężkie dni i poranki. Trwały one do trzynastego tygodnia. Mój żołądek prawidłowo pracował dopiero po godz. 14. Nawet herbata imbirowa nie pomagała. Aż pewnego dnia jak ręką odjął. Dodatkowym obciążeniem w tamte dni było ciągłe moje zmęczenie. Często robiłam sobie popołudniowe drzemki, które nawet trwały dwie godziny. Niby nic nie robiłam a ciągle byłam zmęczona. A do tego jeszcze ta przedłużająca się zima. Ciężko było. Plusem było to, że przez ten czas schudłam ok. 3 kg. Braki już nadrobiłam i patrząc na wagę wyjściową, której nie znam dokładnie, bo to był sezon poświąteczny i nawet nie chciałam wiedzieć, ale przypuszczam że jestem teraz tak ok. 4 kg na plusie. Dobry to wynik. Zwłaszcza, że na większe i szybsze przybranie właśnie teraz nadchodzi odpowiedni czas. Podobno pół kilograma na tydzień, aż mnie to przeraża. Bo już mi czasem brzuszek ciąży i kręgosłup daje o sobie znać. A co będzie potem? Strach się bać. Do tego od niedawna ma problem z zasypianiem. Nie mogę znaleźć odpowiedniej pozycji. W nogach mam takie dziwne uczucie. A rano jak wstaję mięśnie podbrzusza bolą mnie jakbym dnia poprzedniego zrobiła co najmniej 1000 brzuszków. Podobno to normalne, bo macica się rozciąga.

I te ciągłe kopniaki, które z dnia na dzień stają się coraz mocniejsze. Czasem mam wrażenie, że maleństwo chce się przebić na świat przez powłoki brzuszne. Czekałam na pierwsze ruchy do osiemnastego tygodnia, więc dość szybko je wyczułam. Na początku było to takie miłe łaskotanie. Teraz jest wręcz bolesne. Ale dzięki temu wiem, że serce dziecka bije. I już teraz nie pozwala mi ono o sobie zapomnieć. Codziennie rano o 7, czasem przed, czasem po, budzi mnie i domaga się jedzenia. Albo opróżnienia pęcherza. Zresztą nie wiem. Ale jak wykonam poranną toaletę i się najem dziecko się uspokaja. Normalnie rannym ptaszkiem się stałam. Co do ruchów to czasem tak się maleństwo ułoży, że mogę jedną dłonią wyczuć jedną wypukłość, drugą dłonią - drugą wypukłość. Przypuszczam, że to główka i pupa, albo brzuszek. Fajne to uczucie, ale bardzo bolesne, bo powłoki brzuszne mam wówczas napięte do maksimum chyba. Trwa to może 30 s. I dziecko zmienia ułożenie. Ale udało się to nawet zaobserwować memu ślubnemu. Na początku przeraził się tego napięcia ale jak dotknął i wyczuł dziecko to uśmiech nie schodził z jego twarzy.

No właśnie dziwny jest kontakt mego męża z dzieckiem. Inny niż mój. Bo ja jak dotykam, głaszczę brzuszek, coś mówię to maleństwo staje się bardziej ruchliwe. Istne ADHD. Jednak jak robi to jego ojciec to się uspokaja i daje mi kilka chwil wytchnienia. Już wiem, kto będzie je uspokajał po porodzie. Lubię jak się troszczy o swoją córkę/syna. Codziennie jak wraca do domu wypytuje jak tam małe, czy kopie. Mam szczęście, że na takiego troskliwca trafiłam.

Co do tematu notki to tyczy się on zaników pamięci jakie doskwierają mi od jakiegoś czasu. Przeraża mnie to, bo zawsze byłam osobą dobrze zorganizowaną. Wszystko pamiętałam. Denerwowało mnie to jak ludzie mi po raz któryś powtarzali jakąś opowieść, a teraz ja sama to robię. Nie pamiętam czy już komuś coś mówiłam czy nie. Normalnie zaawansowany Alzheimer. Wchodzę do pokoju, uruchamiam komputer, idę do łazienki, wracam, a komputer nie uruchomiony. Zapomniałam nacisnąć guzik. Ot takie roztrzepanie. Dziury w głowie po prostu.

Oj, strasznie długi wyszedł ten tekst. A mogłabym jeszcze pisać i pisać na ten temat. Ciekawe czy ktoś doczyta do końca. Miłego dnia.

2 komentarze:

  1. Ja doczytałam, he he :-) Wiesz, szkoda, że na takiego kiepskiego lekarza trafiłaś, bo ja mam świetnego i nie ma znaczenia, czy idę na wizytę prywatną, czy na fundusz. Mój mi od razu gratulował i się cieszył razem ze mną, he he. Ale pewnie dlatego, że u mnie problemy innego typu były i mogły doprowadzić do problemów z płodnością. Ja już dwa badania USG miałam, a to dopiero 11 tydzień! W poniedziałek następne. I się nie mogę doczekać, bo nic a nic nie przytyłam, a brzuch płaski, więc bez widocznych oznak się trochę stresuję, czy wszystko ok.
    Co do zaniku pamięci: ja je miałam przed ciążą :-) Chodziłam np. sprawdzać, czy na pewno zęby umyłam i macałam szczoteczkę, zęby sprawdzić, czy mokra jest :-P
    Najważniejsze, że cała reszta jest w porządki :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie cieszycie się ciążą, a co niedyspozycji umysłowych - to jest to zupełna norma, zupełnie nie ma się czym przejmować. Rośnijcie, rośnijcie zdrowiutko! Pozdrowionka dla Waszej Rodzinki!

    A co do ruchów - moja młoda ruszała się zawsze przed burzą i co, teraz nawet przed burzą jest niespokojna. Miałam swój wewnątrzbrzuszny barometr ;)

    OdpowiedzUsuń