Świat widziany moim okiem

poniedziałek, 30 września 2013

2 tygodnie macierzyństwa








Dziś mijają 2 tygodnie odkąd jestem matką (i tu przypomina mi się młody Stuhr i jego eM jak Matka).













piątek, 20 września 2013

Nasz (nie) maleńki cud

Po lekkim dojściu do siebie mogę przedstawić światu moje, a w sumie to moje i męża, największe jak do tej pory życiowe osiągnięcie... oto Zosia.


Dane:
Data urodzenia: 16.09.2013 r. o godz. 8:55.
Waga: 4200 g.
Długość ciała: 61 cm.
Punktów: 9 (-1 za barwę skóry).
No i główka pełna ciemnych włosków :)

Największe dziecko na oddziale i zarazem najspokojniejsze na sali. Pozostałe mamusie zazdrościły. Ale po szpitalnym odpoczynku, już dziś w nocy w domku, troszkę pokrzyczała sobie nie dając spać rodzicom :)

Jeśli chodzi o pobyt w szpitalu to najgorsze były te dni oczekiwania na patologi ciąży. Tak sobie tam tylko leżałam od piątku pilnując diety, robiąc pomiary cukrów i się w sumie nudząc. Rano w poniedziałek założyli mi welflonik, cewnik i zaprowadzili na salę operacyjną. Najbardziej bałam się znieczulenia, bo w kręgosłup a wiadomo jakie mogą być skutki. No ale na szczęście anestezjolodzy okazali się bardzo kompetentni i życzliwi. O wszystkim co się działo opowiadali. Poczułam tylko ukłucie a potem takie zimno. Małą wydobyto dosyć szybko, dłużej trwało zszywanie. Zawieziono mnie na salę pooperacyjną i tam zaczęła się lekka męka, bo musiałam 6 godz na wznak leżeć. Od pasa w dół nie czułam nic. A jak zaczęło schodzić znieczulenie to takie drgawki mnie ogarnęły, że aż zębami zgrzytałam. Ale już wieczorem kazano mi siedzieć. Brzuch rwał ale trzeba było, bo im szybciej tym lepiej. A następnego dnia z rana, z braku miejsc, musiałam się podnieść i zmienić salę pobytu. Oj to dopiero bolało. No ale mała była już ze mną non stop i to była mobilizacja, żeby się rozruszać. Teraz już jest o niebo lepiej, choć pewnie do pełnej aktywności (i chodzenia po górach) jeszcze mi daleko.

czwartek, 5 września 2013

W oczekiwaniu



Ciągle czekam na cud...
Już niedługo :)
Równe 10 dni, no może 11, bo się lekarzom nie będzie chciało przeprowadzać cc w niedzielę. A na pewno będzie cc, bo ułożenie miednicowe.
No chyba, żeby się coś tam działo to może wcześniej.
Ale nic na to nie wskazuje.
Cierpliwości powoli już brakuje.
Ile można? Ten ostatni miesiąc to trwa chyba z 2 lata :)
A mała tak się rozpycha, że masakra.
Zwłaszcza po podróżach do szpitala, które jak na razie są co 2 dni (ktg). I chociaż nic się nie dzieje to mam w zaleceniach od diabetologa takie badanko. Sensu w tak częstym wykonywaniu go nie widzę no ale jak każą to się ładnie stawiam. Chcą po prostu na koniec człowieka wymęczyć.