Świat widziany moim okiem

poniedziałek, 24 marca 2014

Miesiąc i dni 9 z mego życia

Co by blog ten nie umarł śmiercią naturalną, bo się z nim zżyłam. Bardziej niż z poprzednimi, a miałam ich dość sporo.Tak więc pora streścić me życie z poprzedniego miesiąca i 9 dni. A działo się sporo, bo i pogoda dopisywała, choć obecnie za oknem deszczyk. Nie przedłużając, bo i tak dość długi post to będzie, do dzieła!


Miesiąc ten można nazwać iście przyjacielskim.
Tańce w Jack Pub. Niestety bez męża, bo on przejął opiekę nad naszym potomkiem, ale za to z moim odwiecznym partnerem tanecznym. No i z Nią, tą drugą, rzadszą. I jeszcze z częścią pozostałych członków stałej ekipy "od piwka". Oj, działo się.
Rozmowy na linii Kowalewo k/Szubina - Bydgoszcz - Warszawa - Bydgoszcz - Kowalewo k/Szubina. I dużo nadziei, złości, wbijania do głowy różnych spraw oczywistych, no ale to jest amelinium - tego nie pomalujesz. I w końcu zrozumienie, że będzie co ma być. To są ludzie dorośli, niech sami o siebie zadbają. Ja już dosyć zrobiłam, dosyć nerwów straciłam. Ale i tak w głębi serca cicha modlitwa - niech los im sprzyja.
Dwa sabatowe spotkania. Pierwsze kulturalnie, przy kawusi, pączku i ciachu - taka tłusta środa. Bo my zakrzywiamy czasoprzestrzeń. Drugie bardziej wieczorne, bardziej procentowe, takie drinkowanie przy ostrych chipsach, że tak powiem bardziej kulturalne. I Zosia grzeczna była. I rozwalający tekst tej pierwszej, "O! Ona siedzi.", gdy kąpała moje dziecię.
Seans u kumpla - "Gravity". Niby tyle Oskarów ale d*** nie urwało. Choć jak wyraziłam swoje zdanie na temat tego filmu o mało nie zjedzono mnie żywcem. Ale i tak dla mnie ważniejsze było spotkanie z ekipą niż to co leciało w ekraniku. No i obok siedział mąż. Tylko mąż. Zośka była oddana :)
Wypad do kina na "Kamienie na szaniec". Z siostrą. W południe. Film wspaniały. Rudy cudowny. Zośka wnerwiający.
Wieczorne wyjście na piwko do lasu i ten wspaniały klimat lat młodzieńczych.

Rodzinnie też było.
Wieczorne oglądanie "Sherlocka".
Ukochane ptasie mleczko na Dzień Kobiet, bo kwiatów tego dnia to już miałam po dziurki w nosie, gdyż pomagałam w kwiaciarni.
Coniedzielne wyjścia do kościoła a później obiady u moich rodziców.
Pizza z okazji półrocza Zośki.
Wczorajszy wyjazd do Pieczysk.
Lepsze i gorsze dni z Zośką, która chce ostatnio ciągle robić hop...hop.

I żeby nie było, że dobrego męża mam, bo tak często przejmuje opiekę nad Zośką zmuszona jestem dodać, że on też dość często wybywa z domu. Codziennie, znika na 10 godzin ... do pracy. :) I nie tylko, bo ja dobra żona jestem i go na spotkania z kolegami też puszczam. Nawet i do odległego Poznania pozwoliłam jechać... na zjazd oszołomów.

1 komentarz:

  1. Mhm... U nas spotkania ze znajomymi też bywają, ale odkąd dziecię jest na świecie, to w kinie jeszcze nie byliśmy. Raz wyszłam sama do teatru. Bardzo się uparłam i z gorączką poszłam, bo wiedziałam, że inaczej mogę szybko nie mieć okazji. Czasem marzy mi się takie sam na sam, bez Małej. Już nie pamiętam kiedy to było.

    OdpowiedzUsuń