Po lekkim dojściu do siebie mogę przedstawić światu moje, a w sumie to moje i męża, największe jak do tej pory życiowe osiągnięcie... oto Zosia.
Dane:
Data urodzenia: 16.09.2013 r. o godz. 8:55.
Waga: 4200 g.
Długość ciała: 61 cm.
Punktów: 9 (-1 za barwę skóry).
No i główka pełna ciemnych włosków :)
Największe dziecko na oddziale i zarazem najspokojniejsze na sali. Pozostałe mamusie zazdrościły. Ale po szpitalnym odpoczynku, już dziś w nocy w domku, troszkę pokrzyczała sobie nie dając spać rodzicom :)
Jeśli chodzi o pobyt w szpitalu to najgorsze były te dni oczekiwania na patologi ciąży. Tak sobie tam tylko leżałam od piątku pilnując diety, robiąc pomiary cukrów i się w sumie nudząc. Rano w poniedziałek założyli mi welflonik, cewnik i zaprowadzili na salę operacyjną. Najbardziej bałam się znieczulenia, bo w kręgosłup a wiadomo jakie mogą być skutki. No ale na szczęście anestezjolodzy okazali się bardzo kompetentni i życzliwi. O wszystkim co się działo opowiadali. Poczułam tylko ukłucie a potem takie zimno. Małą wydobyto dosyć szybko, dłużej trwało zszywanie. Zawieziono mnie na salę pooperacyjną i tam zaczęła się lekka męka, bo musiałam 6 godz na wznak leżeć. Od pasa w dół nie czułam nic. A jak zaczęło schodzić znieczulenie to takie drgawki mnie ogarnęły, że aż zębami zgrzytałam. Ale już wieczorem kazano mi siedzieć. Brzuch rwał ale trzeba było, bo im szybciej tym lepiej. A następnego dnia z rana, z braku miejsc, musiałam się podnieść i zmienić salę pobytu. Oj to dopiero bolało. No ale mała była już ze mną non stop i to była mobilizacja, żeby się rozruszać. Teraz już jest o niebo lepiej, choć pewnie do pełnej aktywności (i chodzenia po górach) jeszcze mi daleko.